Spotify: i radość i…rytacja


W lutym na Polski rynek weszło Spotify – usługa dostępu do muzyki. Moje poprzednie doświadczenia z tego typu usługami ograniczyły się do okresu próbnego Deezera, w którym pogubiłem się na tyle, że nie miałem ochoty wykupić płatnego dostępu. Spotify weszło z w pełni darmową opcją, postanowiłem więc spróbować. Słusznie zrobiłem, choć kilka drzazg w spotifyowym oku dostrzegam.

Serwis daje nam dostęp do (ponoć) 20 milionów utworów. Możemy wybrać jeden z trzech modeli korzystania:

  1. darmowy, gdzie mamy dostęp do całej bazy przez nieograniczony czas, ale tylko na komputerze, a odtwarzanie co jakiś czas przerywane jest reklamami.
  2. Unlimited – płatny 9,99 zł miesięcznie za brak reklam.
  3. Premium – dostęp na urządzeniach mobilnych, wyższa jakość dźwięku, możliwość zapisania utworów offline. Koszt – 19,99 zł miesięcznie, dostępna 30 dniowa wersja próbna.

Przez jakiś czas korzystałem z darmowej wersji, ale miesiąc temu postanowiłem spróbować triala wersji Premium. Brak reklam jest wybawieniem, zapisywać piosenek offline mi się nie chce, przeskoku ze 160kb/s na 320 nie poczułem, a komórkę mam zbyt prostą, żeby móc na niej zainstalować aplikację mobilną Spotify. Efekt – właśnie przełączyłem swoją subskrypcję na wersję Unlimited. Tak zostanie przynajmniej do czasu, aż wyposażę się w bardziej smart phone.

Reklamy. W początkowym okresie funkcjonowania polskiego Spotify reklamy stanowiły głównie instrukcje korzystania z aplikacji oraz zachęty do wykupienia abonamentu. Były straszne. Wygląda na to, że absolutnie celowo, w duchu „puśćmy im takie reklamy, żeby mieli dość i przeszli na płatną subskrypcję”. Czym innym jest puszczanie normalnych reklam (w końcu to model darmowy), a czym innym znęcanie się nad słuchaczami. Przedziwny, sztuczny entuzjazm lektora, gaszony – ewidentnie wstawionymi w montażu – odcinkami ciszy między słowami w zdaniu oraz z lekka przygłupie treści – tak wyglądały z początku te reklamy. Później pojawiła się też lektorka, która była mniej postprodukowana, za to nadpobudliwa. Autor treści się chyba nie zmienił. Powiem tak: nagrywałem głos do kilku reklam i – choć jestem wobec siebie krytyczny – nawet ja nie wypadłem tam tak słabo, jak te reklamy w Spotify. Choć nie przeczę, że zapewne duża w tym zasługa zespołów, z którymi pracowałem (pozdrawiam!).

Drugim problemem polskiej wersji jest strona służąca zarządzaniu kontem. Została przetłumaczona, ale nie zlokalizowana. Przez jakiś czas można było na przykład przeczytać o tym, że model Free oferuje odtwarzanie bez reklam ale limitowane do 10 godzin miesięcznie. To jednak najwyraźniej naprawiono, ale nie zwrócono uwagi na inną ciekawostkę – w ustawieniach konta w zakładce Subskrypcje mamy link „Pokaż Twoje opcje”. Jeśli przyjrzymy się adresowi, na jaki prowadzi, zauważymy tam słowo „cancel”. I rzeczywiście, kliknięcie w ten link przenosi nas na stronę anulowania subskrypcji – ale na szczęście na tej stronie musielibyśmy jeszcze to potwierdzić, więc wykupionego dostępu nie tracimy. Na koniec spisu wpadek zostawiłem, moim  zdaniem, najlepszą. W aplikacji desktopowej, w menu Odtwarzanie mamy podane skróty klawiszowe do przeskakiwania utworów. O ile „Poprzedni Ctrl + Lewy” nie budzi większych wątpliwości, to „Następny Ctrl + Dobrze” musi bawić.

Tyle kwiatków w polskiej wersji, teraz największy problem Spotify w ogóle: poważne braki! Z jednej strony Spotify ma ponoć wyłączność wśród usług streamingu na niektórych wykonawców jak np. Metallica, z drugiej próżno w zbiorze szukać Pink Floyd czy (edit – Pink Floyd już w zbiorze jest) Led Zeppelin. Przyczyn nie znam, choć mogę się domyślać. Nie będę tu jednak snuł domysłów, od bezpodstawnych spekulacji mamy inne polskie blogi technologiczne.

Co do społeczności: gdy rejestrowałem się w Spotify jedyną opcją była integracja konta z Facebookiem. Dziś mamy też możliwość założenia konta tylko w usłudze muzycznej. Z aplikacji zniknął także pasek z informacjami o znajomych z FB. Pojawiły się za to wewnętrzne mechanizmy społecznościowe – na znaczeniu zyskało obserwowanie innych użytkowników Spotify (a nie, jak wcześniej, znajomych z Facebooka – choć nadal widać sięganie przez aplikację po wiedzę do Open Graph).

Zdarzają się też problemy z przypisaniem utworów w bazie, skutkiem czego słuchamy innego utworu niż ten podany na playliście. Wyszukiwanie też momentami kuleje (prawdopodobnie również z powodu błędnych przypisań).

W Spotify mamy także dostępne wewnętrzne aplikacje, które z tego co zauważyłem sprowadzają się głównie do podawania muzycznych newsów lub tematycznych playlist. Jeśli ktoś zna jakąś aplikację na Spotify, która robi coś ciekawszego – zapraszam do komentarzy.

Wygodną funkcją jest łatwe publikowanie playlist na stronach internetowych. Ta poniżej, wyklikana w trzech ruchach, to Transition – najnowszy solowy album Steve’a Lukathera – muzyka grupy Toto (25 czerwca koncert w Łodzi). Żeby jej posłuchać trzeba jednak być użytkownikiem Spotify – playlista włączy się w aplikacji desktopowej, odtwarzanie będzie można kontrolować zarówno ze strony, jak i z aplikacji.

Z tej możliwości skorzystało także studio Rockstar, twórca serii GTA. Opublikowali dostępne w grach stacje radiowe w postaci m.in. właśnie playlist Spotify.

Podsumowując, Spotify to kilka irytujących drobiazgów, działające na nerwy reklamy w wersji darmowej i efektowna lecz kontrintuicyjna strona internetowa. Drażni brak kilku ważnych artystów i zespołów oraz błędy w dopasowaniach tytułów do zawartości. Ale i tak jestem bardzo zadowolony z usługi, która za bardzo rozsądne pieniądze daje mi dostęp do dużego katalogu utworów. Cieszę się, że mam prosty sposób aby słuchać muzyki tanio i uczciwie.

(Dodane 1. lipca 2013) Od kilku tygodni korzystam też z dostępu do Spotify wprost przez przeglądarkę. Udało mi się tam dotrzeć, jeszcze zanim na stronie głównej znalazł się przycisk prowadzący do http://play.spotify.com – być może jeszcze była to jakaś beta.

Dodatkowo, ciekawą nowością jest przycisk „podsłuchu” kawałka – przydatny szczególnie na panelu z proponowaną muzyką – przyciskając go i przytrzymując możemy posłuchać fragmentu nie wychodząc z aktualnej piosenki czy playlisty, a tylko ją na chwilę stopując.

Generalnie: jest coraz lepiej – tak trzymać!

 

,

Jedna odpowiedź do “Spotify: i radość i…rytacja”

  1. Korzystam ze spotify – program świetny, jednak zauważyłem u siebie jedno ważne nie dociągnięcie. Klikam na obserwuj playliste i wyświetla się że jedna osoba obserwuje jak klikam więcej utworów to jest zero obserwujących. To samo mam u mnie dostaje powiadomienia że ktoś obserwuje moją playliste i mam nadal 0 obserwujących. Też macie taki problem?