OV-chipcaart


Kilkukrotnie we wpisach o komunikacji publicznej w Holandii odwołuję się do wspólnego biletu. Rozwiązanie jest całkiem niezłe, choć w określonych przypadkach bywa kłopotliwe, co opiszę w szczegółach (i w punktach)

  • wspólny bilet: OV jest holenderskim skrótem od „komunikacja publiczna”. Działanie biletu powoli rozszerzało się z rotterdamskiego metra na większość kraju. Dziś można z jego pomocą podróżować lokalną komunikacją miejską w całej Holadnii, a także koleją pomiędzy miastami.
  • trzy rodzaje: papierowy bilet z paskiem magnetycznym – występują wersje jednorazowe i całodobowe, karta anonimowa – „elektroniczna portmonetka”, z której opłacamy przejazdy, karta imienna – można na niej zapisywać „produkty transportowe” jak bilet miesięczny, również stanowi portmonetkę.
  • zasada działania kart: przy wejściu do pojazdu (lub na peronie w przypadku kolei / metra) należy wykonać kartą check-in. Na karcie blokowana jest kaucja na przejazd. W przypadku komunikacji miejskiej w Rotterdamie jest to 4 euro, w pociągach więcej. Przy wysiadaniu z pojazdu należy wykonać check-out – w tym momencie podróż zostaje rozliczona, a kaucja zwrócona po odliczeniu rzeczywistej opłaty za przejazd. Jeśli zapomnimy „wylogować się” z pojazdu – 4 euro było, minęło
  • na cenę przejazdu składa się stała opłata (w rotterdamskich tramwajach coś około 90 eurocentów) oraz zmienna kwota zależna od dystansu i jeszcze jakichś dodatkowych niezgłębionych czynników)
  • przesiadki: ciekawostką jest obsługa przesiadki. Należy wykonać check-in i check-out w obu pojazdach, lecz jeśli pomiędzy pierwszym a drugim check-inem (edit: już gdy pierwszy raz o tym czytałem, wydało się podejrzane – doświadczalnie wychodzi inaczej:) check-outem a check-inem nie minęło więcej niż 35 minut, nie jest pobierana opłata podstawowa za przejazd, a tylko opłata za dystans.

Wygląda nie najgorzej. Ale są też wątpliwości. Niektóre standardowe – co z bezpieczeństwem danych, prywatnością, fałszerstwami czy wreszcie niezawodnością? Temat jest też wykorzystywany politycznie jako przytyk wobec administracji, która wprowadziła to rozwiązanie. A odpowiedź ma te pytania jest taka, jak przy każdej technologii – można się do nich „włamać”, trochę prywatności zostaje poświęcone, czasem zdarzają się fałszerstwa i usterki.

Ale mamy też kilka problemów, z którymi borykają się szczególnie turyści – jeśli nie chcą używać drogich biletów papierowych, najpewniej będą posługiwać się kartą anonimową.

  1. aktywacja w NS. Żeby z karty móc korzystać w kolejach, należy je osobno aktywować. Jak? Nie wiem tego do dziś i nie sądzę, żeby miał się tego łatwo dowiedzieć turysta spieszący się na pociąg. Ja pozostałem przy tradycyjnych biletach kupionych w kasie.
  2. karta kosztuje 7,50 euro. To cena, nie kaucja.
  3. doładowanie. Jeśli nie mamy konta w holenderskim banku (a w większości przypadków jako turyści – nie mamy), doładowanie możemy przeprowadzić jedynie monetami (edit: czy na pewno? odnoszę się do tego w aktualizacji na końcu wpisu). Gdy zauważymy, że największym nominałem monety jest 2 euro, a typowy przejazd kosztuje powyżej jednego euro – najpierw ciułamy reszty ze sklepu i wrogo patrzymy na kasjerki proszące o płacenie drobnymi, a potem stoimy przy automacie i wrzucamy, wrzucamy, wrzucamy.
  4. problem, widoczny, gdy wyjeżdżamy z Holandii. Przed ostatnim skorzystaniem z karty musimy mieć na niej kwotę wymaganą do założenia kaucji – czyli co najmniej 4 euro, jeśli jedziemy autobusem/tramwajem (edit: tak samo, jak w przypadku doładowań – aktualizacja na końcu). Skoro typowo podróż będzie kosztowała poniżej 2 euro (kurs dworzec – lotnisko w Eindhoven trochę więcej, jednak wciąż mniej niż kaucja), to na koniec zostajemy z uwięzioną na karcie resztą, której nijak nie można odebrać (można odebrać nadwyżkę z karty imiennej, ale pobierana jest za to opłata manipulacyjna)

Można zapytać – czemu nie zorganizowano tego tak wyśmienicie, jak w Trójmieście. Ale można też – i ja to zrobię – zapytać czy niby faktycznie w Trójmieście jest tak super? OK, mamy bilety metropolitalne łączące SKM z miejskimi organizatorami transportu – dzięki temu na jednym bilecie mogę pojechać z Jasienia do Luzina. Tylko że to zdarza się skrajnie rzadko, a płacić za to (w cenie biletu miesięcznego) muszę za każdym razem. Dodajmy do tego fakt, że OV-chipkaart działa w całym kraju i już jesteśmy w stanie zrozumieć czemu należy logować się do pojazdów, a nie tylko mieć kartę przy sobie – rozliczenie musi mieć ręce i nogi.

Na koniec jeszcze obserwacja na temat kontroli biletów – w rotterdamskim RET kontrolerzy są umundurowani i cały czas dobrze widoczni w pojeździe – są bardziej prewencją niż sforą polującą na gapowiczów.

Aktualizacja: 1. lipca 2013 Przy kolejnej wizycie w Holandii przyglądałem się mocniej tematowi OV-chipkaart. Po pierwsze: udało się ją doładować niektórymi polskimi kartami płatniczymi. Próbka była jednak zbyt mała, żeby móc z tego wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski poza „czasem się udaje”.

Po drugie – albo zniknęło ograniczenie salda karty anonimowej do 50 euro, albo też zniknęły mylne informacje, które wcześniej na ten temat znalazłem. Podobnie mogło być z kwestią potrzebnej minimalnej kwoty na karcie w wysokości przynajmniej 4 euro – zdaje się, że można i bez tego się obyć. Tu oprócz ewentualnej dezinformacji przyczyną może być również jakaś usterka bramki, która osobę bez wymaganej kaucji przepuściła – bramki w metrze miewają takie dni, że szwankują raz na korzyść, raz na niekorzyść pasażera.

,