Paszport na granicy XXI wieku


Musiałem ostatnio wymienić paszport. Trafiłem więc w jakże lubiane przeze mnie objęcia państwowo-urzędowej machiny. Nie było to jednak tak traumatyczne przeżycie, do jakich przywykłem i jakiego się spodziewałem. Czyżby nasze urzędy przekraczały już granicę XXI wieku?

Paszporty wymieniamy rzadko – jeśli nie dzieje się nic ciekawego, to co 10 lat. Stąd w tym roku pierwszy raz miałem do czynienia z wprowadzonym w 2009 roku paszportem biometrycznym. Ktoś poszedł po rozum do głowy i nie oczekuje się już zdjęcia z lewego dolnego półprofilu ukazującego prawą stronę podbródka, lewy łokieć i oba sutki. Fotka jest en face (jak już przy paszportach jesteśmy, możemy sobie pomówić w obcym języku). Względnie łatwo zrobić ją nawet w domu. Inną ważną rzeczą, która będzie zapisana w paszporcie, są odciski palców. Ale rozczaruje się ten, kto liczy na poduszkę z atramentem i odciskanie palców na papierze. Mamy do czynienia z elektronicznym czytnikiem linii papilarnych – jednak nieco bardziej zaawansowanym niż te, które strzegą dostępu do laptopów – można zobaczyć je w galerii na portalu money.pl. Ważne: odciski są tylko w pamięci paszportu, nie są ani wydrukowane, ani przechowywane w centralnych systemach ewidencji.

Oczywiście zdjęcie i odciski nie wystarczą. To nie byłby porządny urząd, gdyby nie trzeba było wypełnić jakiegoś wniosku i słono za to zapłacić. Wniosek jest dostępny tylko na miejscu. Dlaczego, u licha? Ma nietypowy format i gramaturę, to prawda, ale po co – tego nie mogę zrozumieć. Czemu nie mógłby mieć dowolnej gramatury i formatu, który pozwoli wydrukować go sobie w domu? Grunt, że albo wypełniamy wniosek na miejscu, albo raz więcej maszerujemy po niego do urzędu. Opłata – 140PLN za małą książeczkę z chipem. Zgroza. Jeśli ktoś ma okazję skorzystać ze zniżki 50% np. będąc studentem, zdecydowanie powinien. Możemy zapłacić przelewem – numery kont są dostępne na stronach urzędów wojewódzkich. Na szczęście możemy też zrobić to na miejscu w kasie. Strasznie irytują mnie sytuacje, w których jakieś usprawnienie – przelew – eliminuje z użycia standardowe metody – kasę. Takie „usprawnienia” uważam za uwstecznienia.

Odcisk palca zostawiamy przy składaniu wniosku, będzie potrzebny także przy odbiorze gotowego dokumentu – więc trzeba uważać z ostrymi narzędziami ;). Ale kiedy możemy udać się do urzędu po upragniony paszport? Ten problem został rozwiązany dość zmyślnie. Po złożeniu wniosku dostajemy potwierdzenie, a na nim kilkunastocyfrowy identyfikator „sprawy paszportowej” – czy tylko ja należę do fanklubu urzędniczej nomenklatury? Ten identyfikator możemy wpisać na stronie http://paszporty.mswia.gov.pl. Na jego podstawie system powie nam, na którym z 4 przewidzianych etapów znajduje się nasz dokument. Najważniejszy jest oczywiście ostatni stan „do odbioru”.

Dwie techniczne uwagi odnośnie tego systemu sprawdzania – mamy do czynienia z dokumentem urzędowym, a jesteśmy kierowani pod adres bez szyfrowania? Nie szkodzi – cały ten system ma jedną bardzo ważną zaletę – nie jest w żaden sposób połączony z systemami ewidencji, więc zwyczajnie nie da się z niego bezprawnie wyciągnąć jakichkolwiek użytecznych danych. Zawsze twierdziłem, że najlepszym firewallem są nożyczki – jeśli nie jesteśmy podłączeni, nic nie da się nabroić. Nie zawsze można sobie na to pozwolić, ze względu na użyteczność systemów – tu akurat pozostała na minimalnym, lecz wystarczającym poziomie. Z tego najprawdopodobniej wynika druga uwaga – stan jest aktualizowany ręcznie, raz dziennie. Dlatego mój paszport czekał w urzędzie cały dzień – niby nic, ale jeśli ktoś się spieszy, każdy dzień jest ważny. Trudno, coś za coś, moim zdaniem spór między użytecznością a bezpieczeństwem został tu słusznie rozstrzygnięty.

Nie podaruję sobie, jeśli nie wrócę do tematu nomenklatury. To jest niestety coś, co trzyma wszelkie państwowe systemy informatyczne na krótkiej smyczy. Czasem dla swoistej perwersyjnej rozrywki zaglądam do Biuletynów Informacji Publicznej lub na strony różnych państwowych instytucji – zawsze bawi mnie to, jak absolutny brak poczucia graficznej przyzwoitości (np. na stronach pewnych wydziałów Politechniki Gdańskiej 😉 ) lub uwiązanie do prawniczo-urzędniczego bełkotu podtrzymuje bariery informacyjne, które te strony mają z założenia znosić. Pierwszy z brzegu cytat z BIP Ministerstwa Spraw Wewnętrznych:

„Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, zapewnia obsługę Ministra Spraw Wewnętrznych, na podstawie rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 18 listopada 2011 r. w sprawie szczegółowego zakresu działania Ministra Spraw Wewnętrznych (Dz.U. Nr 248, poz. 1491)”.

Litości. Wzywam jej, choć wiem, że nikt się nie zlituje – mam spore obawy, że taka nowomowa jest nie do przeskoczenia.

Wracając do meritum – czy „sprawa paszportowa” jest załatwiana w Polsce na miarę XXI wieku? Podsumujmy:

  • 500 pkt paszport biometryczny
  • 200 pkt płatność przelewem…
  • 100 pkt … ale także w kasie
  • 200 pkt proste zdjęcie
  • 300 pkt elektroniczny czytnik linii papilarnych
  • 500 pkt system powiadomień…
  • 300 pkt …odcięty od innych systemów
  • 200 pkt odbiór bez ceregieli
  • -100 pkt wniosek nie do wydrukowania
  • -100 pkt nomenklatura
  • -40,4 pkt link „więcej informacji” daje 404

Sumarycznie 2059,6 pkt – co daje nam w przybliżeniu 21 setek. Zatem mamy werdykt – tak, to XXI wiek.

Z góry odrzucam oskarżenia, jakoby punktacja była tendencyjna lub ustawiana pod jakiś konkretny wynik – tak wyszło i już.

Zanosi się na to, że w przyszłym roku (raczej bliżej niż dalej początku), będę miał do czynienia z ePUAPem. Nie omieszkam o tym wspomnieć.

, ,