Transatlantyk


Przymiarka jest taka: wylecieć z Gdańska, zahaczyć o Toronto i wrócić do Gdańska w nieco ponad 30 godzin. W międzyczasie zwiedzić 3 duże lotniska, złapać kilka spotterskich ciekawostek w kadr, spotkać się z Królową (albo przynajmniej Ją zobaczyć) i przechytrzyć jetlag.

A czy rzeczywistość będzie pasowała do przymiarki, czy raczej przymiarkę będzie trzeba dopasować do rzeczywistości, to się dopiero okaże. Na ile się uda spróbuję tu relacjonować postępy lub zmiany planu.

Potencjalnie ważne: to już nie jest relacja na żywo, bo wycieczka dobiegła końca.

(kursywą oznaczyłem to, co nie było częścią relacji na żywo, a uzupełniłem już po czasie)

02.08.2016 04:10

Sam autor określa utwór jako „najgorszą piosenkę jaką kiedykolwiek napisano”. To nie jest do końca prawda, i oby w najbliższych godzinach mnie nie sprawdziła się ani historia jej powstania, ani fabuła.

04:55

PKM zapewnia świetny dojazd na lotnisko. Tylko że akurat dwa tygodnie temu uległa gruntownemu myciu (czyt. podmyciu gruntów). Jeśli dodać do tego, że pierwszym kursem lotniskowej linii autobusowej 210 można zdążyć co najwyżej pomachać pierwszej fali odlatujących rejsów – to w efekcie tak z okna taksówki wygląda obwodnica. To jest chyba najlepszy moment, żeby z niej korzystać, póki nie ma korków.

Według taksówkarza mimo awarii PKM nie zauważyli jakiegoś szczególnego wzrostu przewozów na lotnisko. Podobnie, jak nie zauważyli wcześniej spadku, gdy PKM zaczęła funkcjonowanie. Także tego…

05:00

Interes się kręci

05:40

Ciekawe czy i którym z nich:

05:55

Zmiana planów nr 1: Monachium, nie Frankfurt. (czyli w kontekście poprzedniego zdjęcia – tym z tyłu, któremu tylko ogon wystaje)

Ot zdeterminowany (tymczasowy) emigrant – byle gdzie, byle dalej.

06:05

Na Frankfurt tamtędy:

08:15

Aby MUC móc wzmóc:

W tle pierwszy zauważony tego dnia 747, linii Thai Airways.

10:50

Meine Damen und Herren, Frankfurt.

Pogoda pod psem, lub jak powiedziałby marszałek von Hindenburg: Das Wetter unter ein Hund ist. Co bez pudła było przewidziane przez serwis Weather Underground https://www.wunderground.com/de/frankfurt

13:05

Jest i Królowa. Pytanie, czy mnie przyjmie, pozostaje otwarte…

13:25

Na ekranie pojawia się waiting list. Zaczynam na 14. miejscu spośród 27 osób, w międzyczasie skaczę na 16. bo lista wydłuża się „od przodu”…

14:00

Ekran gaśnie gdy jestem na 6. miejscu.

14:30

Albo nie, we Frankfurcie też jest spoko…

To bardzo refleksyjne zdjęcie. Wnętrze terminalu odbija się w szybie od której drugiej strony odbijają się krople deszczu, Królowa odbiła od terminalu i teraz odbija się w mokrej płycie postojowej, a ja chwilę wcześniej odbiłem się od bramki i jestem nie po tej stronie kadłuba, po której planowałem. Tak bywa przy lotach na stand-by.

14:45

Automatyczne bramki do kontroli paszportowej – bajer, ale zdjęcia nie ma, bo mogłoby być ostatnim z tej wycieczki. Jakby co, to w okularach nie przepuszczają.

15:00

Nadmiar wolnego czasu można spożytkować na tarasie widokowym. Trzeba się pofatygować do Terminalu 2. Z racji prac przy łączącej terminal „kolejce” SkyLine, przejazd odbywa się raczej pustawym shuttlebusem. (zdjęcie nawet bardziej do kitu niż większość tutaj)

15:30

Pogoda bez zmian więc i na tarasie szału brak. Zurych bije Frankfurt na głowę.

Plus za starania w postaci lens holes. Reszta po japońsku.

Na mapie położenie tarasu wygląda obiecująco, z widokiem na pasy startowe 25C i 25L w lekkiej oddali. Gdy tam byłem, były to dwa główne pasy (przyloty na 25L i odloty z 25C). Pozostałe pasy były znacznie mniej używane (na 25R chyba głównie przyloty ruchu regionalnego, z 18 sporadyczne odloty). Z moich obserwacji na flightradar24.com wynikałoby, że to bardzo typowa sytuacja na EDDF.

Niestety, oprócz siatki widok psują rzędy lamp, a najciekawsze rzeczy, czyli przyziemienia i rotacje większych maszyn skutecznie zasłaniają dwa budynki techniczne nieco dalej wzdłuż pasa. Całodniowa wejściówka kosztuje 3€ (tylko gotówką), przy ładniejszej pogodzie może mieć to sens, ale ja nawet przy takiej nie potrafiłem sobie odmówić.

16:00

Na szybko do Maca (choć już specjalnie się nie spieszyłem, ale gdybym chciał posiedzieć w barze, to posiedziałbym w Polsce) i powrót shuttlebusem na Terminal 1. Na wyświetlaczach XXX a obsługa dziwi się, że ludzie dopytują, czy to aby na pewno ten autobus na T1. Dodatkowo w środku darmowego autobusu ostrzeżenia, że jazda bez biletu grozi mandatem 60€. W ogóle, jeśli obsługa Fraportu ma być przykładem na ten słynny niemiecki ordnung, to ja mam na co dzień większy ordnung w najdalszym kącie piwnicy.

17:00

Worldshop na lotnisku ma dużo różnych lotniczych i podobnych gadżetów. Na przykład całkiem sporo modeli. Ale akurat model 747-8 w malowaniu retro Lufthansy został już tylko na wystawie. Kusi więc, ale jest niedostępny. (Po powrocie do Polski okazuje się, że przy cenie 22€ nie był to i tak zbyt dobry deal w porównaniu do oferty gdańskiej Modelmanii, gdzie taki sam model bez rabatów kosztuje 79pln, choć na realizację zamówienia będzie trzeba poczekać około dwóch tygodni).

18:00

Podobno należy cieszyć się z małych rzeczy. Proszę bardzo, mały za to nowiutki A320neo, trwa push-back:

Lufthansa była tzw. launch customer tego wariantu z nowymi silnikami, poprawioną aerodynamiką, przeprojektowanym wnętrzem i kilkoma innymi nowinkami. Chwalą się tym napisami na tylnej części kadłuba.

18:45

Ale duże rzeczy też są niczego sobie. Tu za przykład służą dwie A380tki:

Jednak muszę przyznać, że jak chodzi o duże samoloty, to pozostanę fanem rodziny oryginalnego Jumbo Jeta: B747.

19:45

Chyba pora przyznać, że – nie da się tego inaczej powiedzieć – z tymi okularami przeciwsłonecznymi to był jednak lekki nadmiar zapobiegliwości.

Pewnie w Lizbonie, dokąd zmierza ten TAP przydałyby się bardziej.

20:30

Bramka na lot powrotny w piwnicy, za rogiem, na szarym końcu. Dziś już nawet się nie zdziwię, jeśli otworzą bramę lotniska przed autobusem i pojedziemy Autobahnem nach Danzig.

21:05

Taki oto Embraer 190 (tu kawałek) zabierze mnie z powrotem do domu przez Wielką Wodę. O ile za Wielką Wodę można uznać Odrę.

21:10

Gdy tylko wszedłem na pokład rozległo się „boarding complete”, więc wbrew arkuszowi wyważenia samolotu (który spodziewał się mnie mniej więcej w 1/3 długości samolotu) pozwolono mi zająć miejsce z tyłu przy oknie i bez sąsiada.

22:50

Światło i dźwięk przy podejściu do Gdańska (tylko tu akurat bez dźwięku)

22:55

Lądowanie gładkie jak papier ścierny – i to nie pięćsetka, a czterdziestka. Ale źródła donoszą, że przyziemienie nastąpiło w martwych punktach lotniskowych kamer (przynajmniej tych bliższych), więc obciążających materiałów brak.

23:05

Wspominałem już o PKMce? A o autobusach? Ostatni dzienny odjechał 20 minut temu, pierwszym nocnym już niedługo mógłbym się wybrać w podróż przez Dworzec Główny, jakąś godzinę z hakiem. Zatem, choć nie lubię, taksówka.

23:30

Duty free w Tesco i koniec podróży.

Jak się okazało opatrzenie pierwszego wpisu datą nie było konieczne, bo zakończyłem podróż jeszcze tego samego dnia. Mój tytułowy Transatlantyk zatonął na bramce we Frankfurcie (co nie jest taką złą metaforą zważywszy na ilość wody lejącej się z nieba). Cóż, jak pokazuje historia, dziewicze transatlantyckie rejsy nie zawsze się udają. Podróży w tym kształcie pewnie nie uda mi się już spróbować, ale może uda się coś innego.